Pogoda dopisuje, środek listopada, a tam ok.+17 stopni i w końcu bez deszczu. To zdecydowanie zachęca do zapoznania się z miastem. A Madryt oferuje wiele, mówi się,że to miasto nie zasypia,a jeśli już to bardzo późno. Zwiedzanie psuje nieco widok policjantów i krążącego nad miastem policyjnego śmigłowca. A to wszystko za sprawą Huelga General, czyli wielkiego strajku. Niektórzy może widzieli to w tv. Odpuszczam sobie uczestnictwo w tej imprezie i spędzam czas w ogromnym parku Retiro,gdzie zbieram siły na zwiedzanie muzeów: Prado, Reina Sofia i Thyssen-Bornemisza. Wieczorem udaje sie na plac Sol pod misia(herb Madrytu),miejsce spotkań madrytańczyków i nie tylko. Plac pełen ludzi,którzy po strajku skierowali się właśnie tam. Okrzyki,przemowy,flagi,propaganda jak to bywa na takich wiecach. Okazuje się,że dali oni upust swej frustracji m in. graffitując banki i zapychając bankomaty o czym przekonuje się wraz z moim madryckim kolegą, gdy chcemy pobrać kasę.
Kolejne dni to dalszy ciąg włóczenia się po mieście. Dominują szybkie auta, piękne kobiety, drogie sklepy,tapas,cerveza, kurwy, żebracy, grajkowie, sprzedawcy z Afryki no i turyści.
The Ex
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz