"Leave me down here. The floor has got a better taste than what you offer me everyday."
czwartek, 13 grudnia 2012
Kilka dni wolnego skłania mnie do małego wypadu poza granice Wyspy. Zaczynam wertować strony przewoźników i kalkulować, gdzie najlepiej i w miarę na moją kieszeń. Przy okazji dobrze by było zobaczyć jakiś fajny gig. Po głowie od jakiegoś czasu chodzi mi nazwa The Ex, których nigdy nie widziałem. Okazuje się, że kursują po Europie i jednym z miejsc będzie Madryt, w którym także nie miałem przyjemności gościć. Wszystko pasuje jak ta lala: lot,hostel,koncert i spotkanie z hiszpańskim kolegą. Nie pozostaje nic innego jak jechać i zobaczyć jak wygląda życie w Madrycie. Pogoda dopisuje, środek listopada, a tam ok.+17 stopni i w końcu bez deszczu. To zdecydowanie zachęca do zapoznania się z miastem. A Madryt oferuje wiele, mówi się,że to miasto nie zasypia,a jeśli już to bardzo późno. Zwiedzanie psuje nieco widok policjantów i krążącego nad miastem policyjnego śmigłowca. A to wszystko za sprawą Huelga General, czyli wielkiego strajku. Niektórzy może widzieli to w tv. Odpuszczam sobie uczestnictwo w tej imprezie i spędzam czas w ogromnym parku Retiro,gdzie zbieram siły na zwiedzanie muzeów: Prado, Reina Sofia i Thyssen-Bornemisza. Wieczorem udaje sie na plac Sol pod misia(herb Madrytu),miejsce spotkań madrytańczyków i nie tylko. Plac pełen ludzi,którzy po strajku skierowali się właśnie tam. Okrzyki,przemowy,flagi,propaganda jak to bywa na takich wiecach. Okazuje się,że dali oni upust swej frustracji m in. graffitując banki i zapychając bankomaty o czym przekonuje się wraz z moim madryckim kolegą, gdy chcemy pobrać kasę. Kolejne dni to dalszy ciąg włóczenia się po mieście. Dominują szybkie auta, piękne kobiety, drogie sklepy,tapas,cerveza, kurwy, żebracy, grajkowie, sprzedawcy z Afryki no i turyści.